Ostatnie tygodnie w Polsce
Można powiedzieć, że ostatnie 3 tygodnie, które spędzam w Polsce są bardzo szalone. I w ciągłym biegu. Codziennie pracuje, wieczorami spotykam się ze znajomymi - na zasadzie pożegnalnych spotkań, a gdy mam wolne to robię ostatnie zakupy i załatwiam wszystkie sprawy (ostatnie wizyty u lekarza, robienie kser dokumentów itp). Jest co robić! Czas ucieka przez palce i szczerze nie wiem gdzie ten czas mija, szybkość z jaką dni lecą jest lekko przerażająca. Tak jak przez cały czas od znalezienia rodziny w ogóle nie czułam stresu ani nic. Teraz zaczynam go odczuwać, wszystko jest tak blisko... na wyciągnięcie ręki. I stres jest całkiem duży. Zaczęłam stresować się poziomem mojego angielskiego, zaczęłam myśleć o tym co będzie jak się z nimi nie dogadam albo mnie nie polubią i ogółem tym jak to będą wyglądać te pierwsze dni. Dostałam informację od rodziny, że odbiorą mnie z orientation, bo z Tarrytown do "mojego" domu jest 15 minut. A także, że po przyjeździe jedziemy na 2 tygodn